“Mad Max: Na drodze gniewu” to chyba najgorszy film jaki kiedykolwiek widziałam… Z nostalgią wspominam “Mad Maxa” z Melem Gibsonem i zastanawiam się czy już jestem osobą “starej daty”, która wspomina filmy z młodości, nie rozumiejąc współczesnych;) Ale oczywiście w każdym nawet najsłabszym filmie można znaleźć dobrą puentę…
Nowy “Mad Max” zadziwił mnie poziomem absurdu i agresji. Dwie godziny pościgów i trupów. Jakieś upiorne skrzyżowanie zombie z wampirami… Idea człowieka, który jest “workiem krwi”… Najwyższy poziom najniższych wibracji…
Przyznaję, miałam nadzieję, że coś się zadzieje. Ze znudzeniem i zniesmaczeniem, czekałam aż skończą się przydługie sceny pościgowe i pojawi się Coś… I NIC. Jakby wyciąć pościgi i walki, film można by zamknąć w 10 minutach. I nie dajcie się zwieść dobrze skręconemu zwiastunowi – to co w nim znajdziecie, to wszystko co znajdziecie w filmie.
Jednak kusi mnie, by uzasadnić “zmarnowany czas”, tak więc udało mi się odnaleźć przesłanie filmu (uwaga spoiler):)
“Nie szukaj w oddali. Wszystko czego naprawdę potrzebujesz, znajduje się tuż przed Tobą. Wystarczy wywieźć w pole “umysł” i uwolnić się spod jego panowania. Twoje szczęście jest tuż przed Tobą. Otwórz oczy i serce.”
Osoby, które widziały film- zachęcam do komentarzy. A Ci, którzy nie widzieli – nie polecam:)
txt. MariMar
fot. filmweb.pl