Dziś miałam bardzo ciekawą konwersację. Dziecię me nawija żywo, a tu komentarz postronnego obserwatora: „O, ale ładnie już mówi. Ile ma latek?”, „Dwa”, „A to szybko, to chyba z nią Państwo rozmawiają…” Hmmm… Troszkę mnie zatkało i to ja głos straciłam. Czasem w obliczu absurdalności pytania zastanawiam się czy dobrze usłyszałam… Czy rozmawiacie z dziećmi?
Przypomina mi się piosenka z mego dzieciństwa: „Wy nie wiecie a ja wiem, jak rozmawiać trzeba z psem”… Dla niektórych dziwne jest rozmawianie z psem, dla innych z dzieckiem…
W odpowiedzi na mój szok, zostałam oświecona przez przyjaciela, który wyjaśnił mi, że w niektórych kulturach, dziecko pełni funkcję szczeniaczka. Wydaje się mu komendy typu: „Fuj, nie rusz”, „Nie dotykaj”, „Nie wolno”, „A teraz am”…
Poziom konwersacji z czasem się troszkę rozwija, jednak dziecko ma siedzieć cicho, znać swoje miejsce, nie przeszkadzać i przychodzić na zawołanie (reagować na imię jak inne pupile…).
Odpowiadając jednak na pytanie… Tak, rozmawiam z moim dzieckiem. Rozmawialiśmy z nią, gdy siedziała sobie w brzuszku, czasem konwersacje były kontynuowane do późnych godzin nocnych, gdy ja już dawno spałam (co nota bene wywoływało we mnie dość specyficzne uczucie, jakby ktoś rozmawiał „za moimi plecami”;) ). Gdy teraz cofam się pamięcią, dochodzi do mnie, że prowadziłyśmy już pewne negocjacje, zanim zlądowała w brzuchu…
Po przejściu na drugą stronę brzucha, kontynuowaliśmy pogawędki. Gdy dziecię wyrażało niezadowolenie, że zajmuję się gotowaniem obiadu zamiast czymś ciekawszy, opowiadałam po kolei jakie przyprawy dodaję, pokazywałam słoiczki, mówiłam jaki mają kolor, dawałam do powąchania, czasem do samodzielnego dorzucenia do potrawy (dzięki temu teraz zagina gości słówkami typu: kurkuma, kardamon, spirulina…). Z wiekiem konwersacje zaczęły coraz bardziej przypominać “dorosły” dialog…
No i co z tego wyrośnie?
Nie wiadomo!
Ale na pewno nie karny szczeniaczek, który chodzi przy nodze…
txt. MariMar
fot. freeimages.com