Świat obiegła wiadomość o tym, jak matczyna miłość ożywiła martwe dziecko. Kate i David Ogg z Australii oczekiwali narodzin bliźniąt. W 27 tygodniu okazało się, że ciąża jest zagrożona i kobieta trafiła do szpitala. Dziewczynka urodziła się zdrowa, chłopiec urodził się martwy. Kobieta chciała pożegnać się z synkiem, przez 2 godziny tuliła go do piersi, rozmawiała z nim głaskała go… Nagle zaczął poruszać się i nieoczekiwanie otworzył oczy…
Lekarze nie umieli tego wyjaśnić i ogłoszono, że to cud.
Historia jest niezwykle wzruszająca i magiczna… Jednak chochlik z tyłu mojej głowy zaczął zadawać pytania… Czy to na pewno był cud? Media mainstreamowe raczej nie promują cudów, a tu nagle wszyscy zgodnie orzekli, że cud się zdarzył… Czy na pewno dziecko było martwe? A może po prostu potrzebowało trochę więcej czasu, by „zaskoczyć”, odnaleźć się w nowym otoczeniu, w nowym świecie? Może potrzebowało więcej czasu na pierwszy oddech?
No i znów zaczęłam drążyć… W kolejnym artykule, który znalazłam, nie było terminu „martwy”, tylko „zmarł w wyniku śmierci klinicznej”.
No i zajrzałam do wikipedii: „Śmierć kliniczna – stan zaniku widocznych oznak życia organizmu, takich jak bicie serca, akcja oddechowa czy krążenie krwi. Od stanu śmierci biologicznej różni się nieprzerwanym występowaniem aktywności mózgu, możliwej do stwierdzenia za pomocą badania elektroencefalograficznego (EEG). W niektórych sytuacjach u pacjenta znajdującego się w stanie śmierci klinicznej mogą zostać przywrócone oznaki życia.”
A więc śmierć kliniczna, nie biologiczna!!!!
Gdy dorosły znajduje się w stanie śmierci klinicznej daje mu się szanse, a noworodka nazywa martwym?? Ze śmierci klinicznej można się wybudzić, jest mnóstwo relacji z powrotów z „drugiej strony”.
To dziecko też wróciło! Zdarzył się cud i nie-cud. Było „zagubione”, nie martwe.
Cieszmy się, że żyje. Naprawdę podziwiam rodziców za ich miłość, która naprawdę przywróciła funkcje życiowe ich dziecku (funkcje życiowe, nie – życie!).
I tu mój chochlik pyta: czy promocja cudu, nie ma na celu ukrycia niekompetencji pracowników szpitala? Czy gdyby nie „chęć pożegnania się”, dziecko trafiłoby do „utylizacji”? Czy wcześniak ma mniejsze prawa niż dorosły człowiek?
I ostatnie pytanie. Czy gdyby sytuacja miała miejsce w Polsce, czy ktoś pozwoliłby matce przez 2 godziny trzymać „martwe” dziecko? Czy zostałaby raczej określona mianem świra z depresją poporodową i odesłana do psychologa w celu poradzenia sobie z żałobą po stracie dziecka?
Naprawdę cieszę się, że bliźniaki są całe i zdrowe, ale „czerwona lampka” cały czas się pali i nie daje mi spokoju…
A chochlik szepcze: ile dzieci mogłoby żyć gdyby otrzymały odrobinę czasu i miłości…
Rodzice Drodzy słuchajcie instynktu i serca, jak Magiczni Państwo Ogg!!!
pukpuk
Coś w tym jest. To nie pierwszy tego typu “cud”. Zdarzały się już wcześniej nawet zatwierdzone przez Kościół “cudy” powrotu do życia nienarodzonych jeszcze dzieci. Nawet afrykańskie legendy mówią, że dziecko w brzuszku może być uśpione i jeszcze się obudzić. A w Polsce to by od razu wyskrobali.
A ten psycholog to i tak prywatnie!